|
Warszawa 210
Pierwszą poważną próbę modernizacji nadwozia Warszawy podjęto pod koniec lat 50-tych, kiedy to zlecono wykonanie dwóch
karoserii w firmie Ghia. Dwa takie samochody w wersji sedan i kombi, wraz z kompletem blach do wykonania dwóch następnych,
dostarczono do FSO w 1959, ale produkcji seryjnej nie uruchomiono.
W 1961 uznano, że Warszawa już koniecznie potrzebuje zmian. Wtedy to w ramach koncepcji przygotowania do produkcji nowej
rodziny samochodów, w Dziale Głównego Konstruktora (późniejszym Ośrodku Badawczo-Rozwojowym) FSO powołano zespól mający zając
się stworzeniem nowego auta. Dużego, wygodnego, zapewniającego dobre osiągi i parametry trakcyjne. Nazwano go Warszawa 210.
Praca zajęła trzy lata; w 1964 roku zaprezentowano zbudowany prototyp auta. Niewątpliwie był to w owych czasach samochód
nowoczesny, być może nawet pod pewnymi względami nowatorski. Niemal niespotykane wówczas przednie zawieszenie, rozwiązane w
oparciu o kolumny McPhersona, wróżyło dużą trwałość. Przestronne nadwozie z ciekawie rozwiązanymi światłami migaczy oraz
tylnymi lampami mogło pomieścić wygodnie sześć dorosłych osób. Skonstruowano nowy tylny most, co prawda tak jak w poprzedniej
Warszawie sztywny, umocowany do resorów piórowych, lecz trwalszy, o szybszym przełożeniu i zapewniający większy komfort i
bezpieczeństwo jazdy, dzięki zastosowaniu tylnych amortyzatorów typu teleskopowego. Nowa była również w pełni
zsynchronizowana skrzynia biegów o czterech przełożeniach (być może to ona zastąpiła w późniejszych latach warszawowską
skrzynię w Żukach, Nysach i Tarpanach). Sprzęgło sterowane było hydraulicznie. A pod maskę miał trafić jeden z dwóch w pełni
polskich silników stworzonych specjalnie dla Warszawy 210: Sześciocylindrowy, rzędowy o poj. 2,51. o mocy 85 KM i wersja
ekonomiczna - prawdopodobnie skrócony o dwa cylindry silnik bazowy - czterocylindrowa jednostka 1,71. / 57 KM. Całe auto
pomimo bardzo dużych rozmiarów ważyło tylko 1200 kg, o niemal 200 kg mniej, niż produkowany model. Rozwijało szybkości ok.
160 km/h z większym silnikiem i 135 km/h z mniejszym, paląc odpowiednio 10-12 oraz 8-10 l/100 km. W biurze konstruktora
karoserii inż. Stanisława Łukaszewicza powstał również projekt wersji kombi, lecz prototypu nigdy nie zbudowano.
Warszawa 210 była niewątpliwie autem sensacyjnym, lecz prawdziwie sensacyjny jest scenariusz, według którego potoczyły się
jej dalsze losy. Wiele interesujących szczegółów zawdzięczamy p. Zbigniewowi Skoczkowi - od 1967 roku pracownikowi Ośrodka
Badawczo-Rozwojowego FSO, obecnie redaktorowi czasopisma MOTOR. Prace nad samochodem zarzucono w okresie nawiązania
pierwszych kontaktów z Fiatem, które doprowadziły do zakupu licencji na model 125. Dlaczego? Albo zabrakło pieniędzy na
uruchomienie równoległej produkcji obu aut i uznano, ze Fiat 125, choć mniejszy i mniej reprezentacyjny, spełni swoje
zadanie, jako pojazd "dla tych lepszych", albo... No właśnie - otóż panu Skoczkowi udało się dowiedzieć nieoficjalnie, ze
powstały dwa, a nie jeden - jak oficjalnie było wiadomo prototypy 210-tki. Drugi miał ponoć w wielkiej tajemnicy wyjechać na
wschód - tezę taką potwierdzały krążące w OBR FSO opinie, ze auto posłużyło zakładom w Gorki do skonstruowania na przełomie
lat `60 i `70 Wołgi GAZ 24. Patrząc na oba samochody rzeczywiście można dostrzec bardzo duże podobieństwo sylwetek,
przynajmniej jeśli chodzi o ogólną koncepcję stylistyczną i proporcje. Jakkolwiek było, radzieccy inżynierowie nie
dostarczyli nam jednak zbyt wiele argumentów przemawiających za taką złodziejską hipotezą, stosując w nowej Wołdze
rozwinięcie swojego sprawdzonego silnika czterocylindrowego 2,45l, niezmieniony konstrukcyjnie tylny most i zawieszenie
przednie będące nowocześniejszym wariantem zawieszenia GAZ 21 i GAZ M-20 (Pobiedy).
Parę lat później, gdy OBR zmieniał siedzibę, przechowywane w prototypowni samochody częściowo posprzedawano (np. kilkanaście
Syren 110), a Warszawę 210 podarowano Muzeum Techniki. Przygotowujący ten dar p. Skoczek na wiele lat stracił prototyp z
oczu, ponownie zainteresował się nim, stwierdziwszy, że, w zakładach Norblina - stałełej ekspozycji Muzeum Techniki - nigdy
nie pojawiła się Warszawa 210. Ślad po niej zaginął tak dokładnie, ze nawet w monografii pt. "Fabryka Samochodów Osobowych
1951-76" wydana w 1976 r. przez KAW zawarto zdjęcia wszystkich żerańskich konstrukcji, z wyjątkiem... Warszawy 210. Auto
znikło. Nikt go wprawdzie na szczęście nie pociął, ani nie sprasował, natomiast zostało ono umieszczone na wiele lat w
całkowitym zapomnieniu i poniewierce w Muzeum Staropolskim w Sielpii koło Końskich - i tam ukryte przed ludzkimi oczami
ścianami pomieszczenia o kiepskiej konstytucji zgodnie z wytycznymi, które towarzyszyły przekazaniu daru przez FSO. O cóż
mogło chodzić? Jeśli nie o kradzież pomysłu na Wołgę, to z pewnością uniemożliwienie porównywania jej ze zdecydowanie lepszym
polskim autem. Przypomniał ktoś sobie o nim dopiero w 1997 roku; przepchnięto go do pomieszczeń ekspozycyjnych - bez
renowacji i dbania o jego stan nie było mowy o uruchomieniu rozszabrowanego silnika, nie działały podnośniki szyb, zamki,
prototypowe szyby z plexi straciły przejrzystość, pordzewiały chromy. Nadal obecności auta w Sielpii nie nadano żadnego
rozgłosu. Dowiedział się o nim red Skoczek po opublikowaniu na łamach MOTOR-a artykułu o 210-tce, od czytelnika - p. Zenona
Krzysztofika, który telefonicznie poinformował go, ze w Sielpii, w muzeum ujrzał coś, co przypomina ów zaginiony pojazd. I
miał rację. Burza, jaką udało się rozpętać wokół zapomnianego, jedynego egzemplarza Warszawy 210 red. Skoczkowi, spowodowała
ustosunkowanie się do sprawy dyrekcji Muzeum Techniki i Warszawa 210 została poddana odrestaurowaniu!
POWRÓT DO MENU
                lub                
DALSZY CIĄG HISTORII
|
|
|
Warszawa 210 i Syrena 110
Warszawa 210
Warszawa 210
Gipsowy model
Szkic
Warszawa 210
Warszawa 210
W momecie odnalezienia
W momecie odnalezienia
W momecie odnalezienia
Po renowacji
|
|